Jörg Jaksche żałuje, że zdecydował się na spowiedź dopingową, dzięki której instytucje antydopingowe zrobiły krok do przodu z nielegalnym wspomaganiem. Niemiec uważa, że był to jednak wyłącznie kroczek.
Przez moją otwartość i fakt, że powiedziałem wszystko, co wiedziałem, wszystko straciłem. Gdybym ugryzł się wówczas w język, podobnie jak cała reszta, dostałbym rok czy dwa zawieszenia i znowu bym się ścigał
– mówił Jaksche w rozmowie z lokalną gazetą Kölner Stadtanzeiger.
40-latek do zakazanych praktyk przyznał się w 2007 roku. W swojej karierze reprezentował Polti, Telekom, ONCE, CSC oraz Liberty Seguros. Po zawieszeniu wrócił jeszcze na sezon w koszulce teamu Cinelli-OPD.
Dzisiaj wszyscy zachowują się tak, jakby nasz sport został całkowicie oczyszczony i jakby nie było problemu. A to nieprawda. Muszą tak mówić, bo tak chcą sponsorzy. Szczerze wątpię w chęć poszczególnych instytucji w rozwiązanie kwestii dopingu. Istnieje różnica między sportem bez skandali a sportem bez dopingu. MKOl chce sportu bez skandali
– dodał Jaksche, zwycięzca Paryż-Nicea (2004), który jest również przeciwko wyłączeniu dla celów terapeutycznych (TUE).