Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2016: Alejandro Valverde zadowolony z podium

“Balaverde” kompletuje podia wszystkich Grand Tourów.

Wygrał Vueltę, stał na podium Tour de France. Triumfował w monumentach, kolekcjonował medale mistrzostw świata, seryjnie wygrywał klasyki i wyścigi etapowe wszelkiego kalibru. Alejandro Valverde w swoich palmares ma więcej niż niejeden zawodnik mógłby sobie wymarzyć.

W ciągu ostatnich trzech tygodni 36-latek z Murcji wypełnił lukę na włoskim froncie swoich osiągnięć. Po zamieszaniu z Operation Puerto, Hiszpan niechętnie pojawiał się na włoskich wyścigach, do Italii powoli przekonując się po powrocie z dopingowej banicji. Dziś, po zakończeniu pierwszego w karierze startu w Giro d’Italia, Valverde ma powody do radości – w rodzinne strony wraca z trzecim miejscem w klasyfikacji generalnej, do sukcesu dokładając wygrany etap i dołączając do grona kolarzy, którzy nie tylko wygrali odcinki każdego z Grand Tourów, ale także stali na podiach wszystkich trzech największych imprez etapowych.

To coś wspaniałego. Podia wszystkich trzech Grand Tourów to fenomenalna sprawa, jedno z największych osiągnięć w mojej karierze. Jestem szczęśliwy. Myślę, że wszyscy to widzieli, kiedy wykonałem gest zwycięstwa na mecie. Czułem się, jakbym sam wygrał wyścig. Łatwo nie było, ale wydarliśmy to trzecie miejsce, w sumie niewiele zabrakło do drugiego

– mówił Hiszpan po zakończeniu 20. etapu.

Valverde przez cały wyścig prezentował równą dyspozycję, kryzys notując tylko raz, na 14. etapie. Hiszpan szybko wrócił do gry – trzeci wynik na górskiej czasówce i wygrany etap w Andalo dodały mu pewności siebie w walce o finałowe podium.

O podium, przedstartowy cel, łatwo nie było i 36-latek musiał o nie walczyć do ostatnich metrów, na ostatnim etapie podążając za atakującym Vincenzo Nibalim (Astana). Tempa “Rekina z Mesyny” wprawdzie nie utrzymał, ale w kłopoty wpędził zarówno Estebana Chavesa (Orica-GreenEdge), jak i Stevena Kruijswijka (LottoNL – Jumbo).

W ostatnich dniach chyba przywykłem do wysokości – miałem początkowo kłopoty, ale na ostatnim podjeździe nogi kręciły fantastycznie. Cała ekipa wykonała świetną robotę, podkręcając tempo na pierwszej wspinaczce, a potem pilotując mnie na Bonette. Na ostatnim podjeździe kibiców było tak dużo, że nie słyszałem nic w słuchawkach, jechałem po prostu by nadrobić jak najwięcej czasu. Wyszło świetnie i jestem naprawdę szczęśliwy

– wyjaśniał “Bala”, który na finałowym podjeździe ostatniego alpejskiego etapu przegrał tylko z wygrywającym Giro Nibalim.

Włoch w klasyfikacji końcowej o 52 sekundy wyprzedził Chavesa i o 1:17 Valverde, który atakiem w końcówce odebrał miejsce na podium słabnącemu i poobijanemu w kraksie Stevenowi Kruijswijkowi.

Wiedziałem, że Nibali będzie bardzo mocny, przed etapem czuliśmy, że zgubi Chavesa. Zasłużył na wygraną, ja byłem od niego silniejszy na kilku etapach, ale on pokonał mnie na kilku innych. Uważam, że jestem dobrym zawodnikiem, daję z siebie wszystko – tak dla siebie, jak i ekipy oraz fanów. Wyjście na podium z moimi dziećmi będzie dla mnie olbrzymią satysfakcją

– podsumował lider zespołu Movistar.