Danielo - odzież kolarska

Prezentacja Mediolan-San Remo 2016

Wiosna ante portas, czyli czas na pierwszy z monumentów.

To chyba jeden z najbardziej wyczekiwanych wyścigów w sezonie. To właśnie Mediolan-San Remo, znany też jako “Classica di Primavera”, rozpoczyna serię największych kolarskich klasyków i na dobre wprowadza w klimat wiosennego ścigania. To także pierwszy z monumentów, dla wielu zawodników cel pierwszej części sezonu.

Trasa najdłuższego wyścigu świata pozostaje niemal niezmieniona w stosunku do roku ubiegłego, a także ostatnich sezonów. Zawodnicy pokonają 291 kilometrów, a w końcówce zmagać się będą z dwoma podjazdami – Cipressą i Poggio – finisz rozgrywając na powracającej do łask szerokiej Via Roma.

Wyścig, nazywany “sprinterskimi mistrzostwami świata”, rozgrywany jest zatem w formule tradycyjnej, mimo że w ostatnich latach padały pomysły utrudnienia i tak piekielnie wyczerpującej już trasy. W tym roku RCS Sport zrobił także miłą niespodziankę kibicom – po raz pierwszy od 2012 roku wyścig zostanie rozegrany w sobotę, a nie jak w ostatnich latach w niedzielę.

“Papierowych faworytów” jest wielu, ale Mediolan-San Remo nigdy nie padał łupem kogoś przypadkowego. W tym roku faworytami do zwycięstwa zdają się się być Alexander Kristoff (Katusha) i trochę tradycyjnie, acz zasłużenie, doświadczony Fabian Cancellara (Trek-Segafredo). Dwójka zadanie łatwego nie będzie miała, gdyż do wyścigu szykuje się wielu zawodników różnych specjalności, którzy Norwega będą chcieli pokonać w sprincie lub wcześniej zgubić, a Szwajcarowi przejechać się na kole lub ograć go na ostatnich metrach.

Na starcie zobaczymy pięciu Polaków – Michała Kwiatkowskiego (Team Sky) i Macieja Bodnara (Tinkoff) oraz trzech reprezentantów naszej eksportowej ekipy CCC Sprandi Polkowice – Adriana Honkisza, Bartłomieja Matysiaka i Leszka Plucińskiego.

Trasa:

Mediolan-San Remo to najdłuższy jednodniowy wyścig świata, kolarski monument, liczący co roku blisko 300 kilometrów i stanowiący niezwykle ważny punkt pierwszej części sezonu. Trasa na przestrzeni ostatnich lat nie ulega zasadniczym zmianom, ale potężny dystans, zmieniająca się pogoda i wymagająca końcówka sprawiają, że w San Remo nie ma przypadkowych zwycięzców, a o powtórzenie triumfu w perle wiosennych klasyków jest niezwykle trudno – w ostatnich 20 latach udało się to tylko Ericowi Zabelowi (1997, 1998, 2000, 2001) i  Oscarowi Freire (2004, 2007, 2010).

Przygotowana przez RCS Sport trasa to sprawdzian nie tylko wytrzymałości organizmu, ale i silnej woli, pełnego skupienia i odpowiedniego gospodarowania energią. Końcówka z legendarnymi podjazdami pod Cipressę i Poggio może być znana i sprawdzona, ale w warunkach wyścigowych znalezienie klucza do jej pokonania i odniesienia finałowego zwycięstwa jest dane bardzo niewielu.

mediolan-sanremo2016-profil

Kolarze kolejny rok z rzędu zmierzą się z tradycyjnym finiszem na Via Roma – szerokiej ulicy w centrum San Remo, gdzie kończyły się powojenne edycje wyścigu z wyjątkiem lat 1986-1993 i 2007-2014.

Start od zawsze odbywa się w Mediolanie – stolicy Lombardii, drugim co do wielkości mieście Włoch. Każda edycja rozpoczyna się w centrum miasta – w okolicach zamku rodziny Sforzów (rządzącej miastem w XV i XVI w.), rozległego Parco Sempione i monumentalnej gotyckiej katedry. Kolarz pojadą rzecz jasna na południe, omijając Alessandrię i kierując się w stronę Genui. Trasa jest tu łatwa – płasko, bez większych utrudnień, choć drobny objazd sprawia, że całkowity dystans spadł z 293 do 291 kilometrów.

mediolan-sanremo2016-mapa

Po pierwszych 120 kilometrach droga zacznie się nieco wznosić, co nieomylnie sygnalizować będzie zbliżanie się Passo del Turchino. Wzniesienie to nie jest strome, ale charakteryzuje się sporą długością. W pierwszych dekadach istnienia wyścigu było najważniejszą przeszkodą, z jaką mierzyli się kolarze, dziś peleton pokonuje ją w miarę spokojnie, rozgrzewając się przed finałowymi kilometrami.

Peleton dojedzie do wybrzeży Morza Liguryjskiego i skręci w prawo, obierając kurs na San Remo. W tym roku po raz drugi z rzędu odcinek ten będzie łatwiejszy – w programie ponownie nie ujęto wspinaczki pod Le Manie, zwykle lokalizowanej około dwusetnego kilometra i dokonującej pierwszego odsiewu sprinterów.

Pierwszymi oznakami zbliżania się niezwykle ciężkiej końcówki będą pojawiające się małe wzniesienia – Capo Mele, Capo Cervo i nieco dłuższe Capo Berta.

MSR_16_finale

27 kilometrów przed metą rozpoczyna się pierwszy z decydujących podjazdów – Cipressa (5,65 km, średnio 4,1%; maksymalnie 9%). Z jej szczytu do podnóża Poggio jest 12,3 kilometra – krótki zjazd i odcinek płaski. Wjazd na Poggio (3,7 km, średnio 3,7%; maksymalnie 8%) rozpoczyna się 9,2 kilometra przed metą w San Remo. Po pokonaniu wzniesienia przed kolarzami kręte i niebezpieczne zjazdy w kierunku nadmorskiego miasteczka.

MS_15_ukm

Finał to 2,2 kilometra płaskiego, ale z licznymi zakrętami. Trudno uformować pościg, ciężko znaleźć kolegów z ekipy, a ważnym czynnikiem jest pogoda – wiatr i deszcz mogą zadecydować o przebiegu i zwycięstwie w końcówce. Tylni wiatr może pomóc samotnemu śmiałkowi, przedni wręcz go zatrzymać i umożliwić sprint z peletonu. Tym razem kolarze finiszują na Via Roma – szerokiej ulicy w San Remo, która po raz ostatni była świadkiem finiszu w 2007 roku.

Kolarze ruszą o 10:10, planowany finisz pomiędzy 16:49 a 17:30.

Kto z kim i na kogo

Na starcie w Mediolanie zamelduje się 25 drużyn. Poza 18 drużynami z WorldTour zobaczymy aż 7 ekip Proffesional Continental: Androni Giocattoli – Sidermec, Bardiani – CSF, Bora-Argon 18, CCC Sprandi Polkowice, Cofidis, Solutions Crédits, Southeast – Venezuela i Team Novo Nordisk.

Na starcie zabraknie obrońcy tytułu Johna Degenkolba (Giant-Alpecin), który ciągle dochodzi do pełni sprawności po wypadku na obozie treningowym. Kontuzja wykluczyła z rywalizacji także jego rodaka – Andre Greipela (Lotto Soudal).

Głównym faworytem do odniesienia wiktorii jest Fabian Cancellara (Trek-Segafredo). “Spartakus” siedmiokrotnie stawał na podium “Primavery”, ale plecy rywalom pokazał tylko raz (2008). To jego ostatni sezon, więc na pewno chciałby odnieść triumf na Via Roma. Szwajcar jest w dobrej formie – wygrał we wspaniałym stylu Strade Bianche, okazał się najlepszy na etapie jazdy na czas Tirreno-Adriatico, a w końcówce “wiosennych mistrzostw świata” będzie chciał strząsnąć z koła szukających łatwego łupu rywali, gdyż w sprincie zawsze znajdowali się szybsi od niego.

Faworytem finiszu z peletonu po 7 godzinach w siodełku będzie Norweg Alexander Kristoff. Dwa lata temu to kolarz Katushy okazał się najlepszy w La Classicissma, od tego czasu kilkukrotnie pokazując, że długie i trudne wyścigi to jego domena. Tym razem 28-latek nie może liczyć na wsparcie Luki Paoliniego, ale jeśli na ostatnią prostą dojedzie cała grupa, “Wiking” ma wszelkie predyspozycje by ponownie ograć nawet najmocniejszych rywali.

Na swoje pierwsze zwycięstwo w koszulce mistrza świata czeka Peter Sagan (Tinkoff). Słowak jak zwykle kręci się blisko podium – ostatnio wywalczył 2. miejsce w Tirreno-Adratico. Warto przypomnieć, że 26-latek nadal nie ma zwycięstwa w monumencie, a Mediolan-San Remo chyba najlepiej odpowiada jego charakterystyce. W 2013 roku był blisko zwycięstwa, ale na kresce musiał uznać wyższość Geralda Ciolka. Miło byłoby ujrzeć tęczową koszulkę triumfującą na Via Roma – to nie zdarzyło się od 1983 roku, gdy solowym rajdem o losach imprezy przesądził Giuseppe Saronni.

Mocnym kandydatem do podium jest Michael Matthews (Orica GreenEDGE). Warto zwrócić uwagę, że “Bling” zaliczył w tym roku tylko jeden wyścig, ale za to jaki. W Paryż-Nicea wygrał dwa etapy, przez 5 dni był liderem i zdobył zieloną koszulkę. Rok temu w San Remo zameldował się na trzecim miejscu, a że klasycznym sprinterem nie jest, na pewno nie będzie chciał zostać odczepionym na Poggio.

fot. ANSA/DANIEL DAL ZENNARO

fot. ANSA/DANIEL DAL ZENNARO

W wybornej formie jest Greg Van Avermaet (BMC Racing Team). Belg pokazał siłę na brukach odnosząc wiktorię w Kuurne-Bruksela-Kuurne. Następnie stanął na starcie Tirreno-Adriatico – zgarnął etap i klasyfikację generalną imprezy. To stawia go w roli jednego z faworytów do zwycięstw w La Classicissma. Za jego osobą przemawia też to, że w końcu cała drużyna będzie podporządkowana jego osobie.

Ciężki orzech do zgryzienia ma kierownictwo Team Dimension Data. Zespół pojechać ma na specjalistę w wyścigach przekraczających 200 kilometrów – Norwega Edvalda Boassona Hagena – który w tym roku powrócił do prezentowanej przed laty dyspozycji. W odwodzie pozostaje jednak nie byle kto, bo sam Mark Cavendish – triumfator z 2009 roku – w Mediolanie meldujący się na pierwszy wyścig na szosie po mistrzostwach świata na torze.

Kłopot bogactwa ma też Patrick Lefevere. W szeregach Etixx-Quick Step wystąpią świetnie dysponowany Zdenek Stybar oraz niesamowicie szybki Fernando Gaviria. Pierwszy finiszu nie wygra, liczyć więc musi na samotny atak lub sprint z mniejszej grupki, natomiast dla kolumbijskiego mistrza omnium będzie to pierwszy start w tak poważnej imprezie.

Trzy, jeśli nie cztery karty ma brytyjska Team Sky. Geraint Thomas na drodze do San Remo zdążył już pokazać charakter, przed rokiem organizując wczesną akcję ofensywną. Wszechstronny Brytyjczyk ostatnio wygrał wyścig Paryż-Nicea, ale we Włoszech pracować najprawdopodobniej będzie na Michała Kwiatkowskiego, który po rozgrzewce na Tirreno-Adriatico ma poprowadzić zespół “niebiańskich”. Grupa w swoich szeregach ma też Bena Swifta, trzeciego zawodnika wyścigu z 2014 roku, oraz Elię Vivianiego, którzy w sprinterskim finiszu po 291 kilometrach mogą walczyć o miejsca na podium.

Jeśli w finale dojedzie do sprintu, nie można zapominać o młodych sprinterach – Nacer Bouhanni (Cofidis), Arnaud Demare (FDJ) i Sam Bennett (Bora-Argon 18) to kolarze szybcy, mający za sobą pierwsze spotkanie z Primaverą i gotowi by walczyć o podium, a w przypadku francuskiego boksera-amatora – nawet o zwycięstwo.

Pod nieobecność chorych Andre Greipela i Tima Wellensa niekonwencjonalnych rozwiązań spróbować może Tony Gallopin (Lotto Soudal). Ofensywy można spodziewać się też ze strony Jana Bakelantsa (Ag2r La Mondiale) czy, w razie niepowodzenia sprinterów, Stephena Cummingsa (Dimension Data).

Historia

Po raz pierwszy wyścig zorganizowano w 1907 roku. Od tego czasu impreza nie odbyła się tylko trzy razy – w 1916 i w latach 1944-45, co spowodowane było wojennymi zawieruchami na terenie Europy. Pierwszy triumfatorem wyścigu był Francuz Lucien Petit-Breton, który w tym samym roku wygrał Tour de France. Co ciekawe, w San Remo wyprzedził swojego rodaka Gustave’a Garrigou, który na podium „Wielkiej Pętli” także stał na drugim schodku podium.

W pierwszych latach największą trudnością trasy było Passo del Turchino, jednak wraz z upływem czasu i stopniową profesjonalizacją kolarstwa przestała ona być rozstrzygającym punktem.

Okres od 1914 roku do połowy lat 50. XX w. to okres niemal nieprzerwanej włoskiej dominacji. Od tego momentu do 1953 roku na podium udało się stanąć tylko sześciu kolarzom niepochodzącym z Włoch, przy czym tylko dwukrotnie był to najwyższy jego stopnień. W 1960 roku organizatorzy wprowadzili do programu podjazd Poggio, który stał się odtąd najważniejszym punktem imprezy. 22 lata później w wyścigu zadebiutował kolejny krótki podjazd na ostatnich kilometrach – Cipressa.

W ostatnich latach (2008) dołożono jeszcze jeden podjazd – Le Manie – długości 4,7 kilometra, zlokalizowany między Passo del Turchino i mniejszymi zniesieniami poprzedzającymi Cipressę i Poggio – Capo Mele, Capo Cervo i Capo Berta.

fot. ANSA/CLAUDIO PERI

fot. ANSA/CLAUDIO PERI

W historii wyścigu najwięcej triumfów odniósł oczywiście nie kto inny jak Belg Eddy Merckx. „Kanibal” może poszczycić się 7 zwycięstwami, co jest także rekordem w historii wyścigów klasycznych. Drugi pod tym względem jest Constante Girardengo, który także ze zwycięstwa cieszył się siedem razy, ale w tabelach figuruje sześciokrotnie (w 1915 zdyskwalifikowano go za skracanie sobie drogi). Dominacja Merckx’a (1966-67, 1969, 1971-72, 1975-76) wzmocniła znacząco osiągnięcia jego rodaków – przez trzy dekady (od połowy lat 50. do połowy lat 80.) dwukrotnie na podium wyścigu nie było Belga, a sytuacja w której dwóch przedstawicieli tego kraju stało na podium nie była niczym nadzwyczajnym.

Do najciekawszych edycji można zaliczyć rywalizację z 1910 roku, gdy zawodnicy rywalizowali w śniegu i zamieci. Wygrał Eugène Christophe, który po drodze godziną spędził w gospodzie (grzejąc się i dochodząc do siebie), a po przyjechaniu na metę (po 12 godzinach w siodełku) został odwieziony do szpitala, gdzie spędził miesiąc lecząc odmrożenia.

W powojennej historii warto zwrócić uwagę na rok 1946, czy – jak wolą określać to historycy kolarstwa – „wielką podróż Coppiego”. Włoski „Il Campionissimo” przygotowywał się do wyścigu bardzo solidnie – w okresie biedy i wojennych zniszczeń kolarskie rozgrywki były czymś niezwykle ważnym, czynnikiem unifikującym kraj. Serie ataków w początkowej fazie sprawiły, że peleton porwał się i podzielił na grupy. W czołówce był oczywiście Coppi, który podkręcił tempo na podjeździe i pogubił rywali. Na szczycie Passo del Turchino miał dwie minuty przewagi… i 140 kilometrów przed sobą. Mimo że z tyłu goniono ze wszystkich sił, Coppi odjechał i nie dał się złapać. Na mecie mógł spokojnie odetchnąć – drugi zawodnik przyjechał dopiero 14 minut za nim.

W 1992 roku wyścig miał w zasadzie dwóch aktorów – Włocha Moreno Argentina i Irlandczyka Seana Kelly’ego. Kelly triumfował w La Primaverze w 1986 roku i był autorem powiedzenia: „Jeżeli na Poggio masz 100 metrów przewagi, wygrywasz wyścig. ”

W 1992 roku 36-letni Irlandczyk musiał obalić własne twierdzenie aby wyścig wygrać. Teoria wzięła w łeb na szczycie Poggio – Argentin atakował trzy razy i w końcu odjechał, na szczycie mając więcej niż 100 metrów przewagi. Kelly jechał za prowadzącym peleton Fondriestem, ale na początku trudnych zjazdów prowadzący samotnie Włoch zaczął zyskiwać i wydawało się, że nic nie odbierze mu prowadzenia. Jadący w barwach Festiny Kelly za wygraną nie dał i ruszył jak szalony pogoń. Po karkołomnym i ryzykownym zjeździe zaczął niwelować różnicę. Kilometr przed metą dogonił uciekiniera, który nie mógł uwierzyć w to co się stało. Uwierzyć nie chcieli też Włosi, którzy słysząc od spikera tę informację, tylko jęknęli z zawodu. Na ostatnich metrach Irlandczyk bez trudu ograł Włocha i po raz drugi cieszył się w San Remo.

W 1999 roku “polski” do dzisiaj rekord ustanowił Zbigniew Spruch, finiszując po trzecie miejsce.

W ostatnich latach do historii przeszła edycja 2004. Doszło do walki sprinterów, a faworytem ostatnich metrów był Włoch Alessandro Petacchi. Rozprowadzanego „Ale Jeta” na ostatniej prostej wyprzedził jednak Eric Zabel, który poprzednio czterokrotnie rozstrzygał na swoją korzyść walkę w najdłuższym wyścigu świata. Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem – Niemiec ruszył jak rakieta, wyszedł z koła zawodnikowi Fassa Bortolo, podniósł nawet ręce do góry… i uśmiech spełzł mu z twarzy. Pewność siebie kosztowała go triumf – na kresce koło wystawił mu Hiszpan Oscar Freire i to on stanął na najwyższym stopniu podium.

W 2009 roku widzowie w San Remo byli świadkami niesamowitej walki między Markiem Cavendishem a Heinrichem Hausslerem.

Do pamiętnych należy także edycja z 2013 roku, rozgrywana w śniegu i deszczu.

Przed rokiem:

  1 John Degenkolb (Ger) Team Giant - Alpecin                  6:46:16
  2 Alexander Kristoff (Nor) Team Katusha
  3 Michael Matthews (Aus) Orica Greenedge
  4 Peter Sagan (Svk) Tinkoff Saxo
  5 Niccolo' Bonifazio (Ita) Lampre - Merida
  6 Nacer Bouhanni (Fra) Cofidis, Solutions Credits
  7 Fabian Cancellara (Swi) Trek Factory Racing
  8 Davide Cimolai (Ita) Lampre - Merida
  9 Tony Gallopin (Fra) Lotto Soudal
 10 Edvald Boasson Hagen (Nor) MTN - Qhubeka

Pogoda

Synoptycy przewidują na sobotę piękną pogodę. Temperatura oscylująca w okolicach 15-17 stopni, bezchmurne niebo to warunki idealne do ścigania.

Transmisja

Eurosport 1, początek o 14:15.

Mapki: RCS Sport