Danielo - odzież kolarska

Gosia Jasińska: “na wyścigach nie przeliczam”

Walczyła w Richmond jak lew, nie udało się. Mimo tego Małgorzata Jasińska ma za sobą bardzo udany sezon, chociaż według niej wcale nie jest taki udany…

Gosia, doszły nas słuchy, że zostajesz w Ale Cipollini. Który to już twój sezon?

Tak, zostaję. Ten sezon będzie moim piątym w barwach Ale Cipollini.

Nie chciałaś zmienić klimatu? W końcu to już tyle lat…

Już w tamtym roku otrzymałam propozycje z innych ekip, ale zdecydowałam się zostać. Poza tym od połowy sezonu moim dyrektorem sportowym jest Fabiana Luperini, z którą bardzo dobrze mi się współpracuje. A przede wszystkim: wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.. W drużynie jest dobra atmosfera, na stronę organizacyjną też nie mogę narzekać, więc jedynie ode mnie zależy jak noga będzie się kręcić (śmiech).

Będąc już przy klimacie i kręceniu nogą: mistrzostwa świata w Richmond. Dla ciebie na plus czy na minus? Od razu po mecie byłaś bardzo smutna, że się nie udało. Nie wiem, czy naprawdę trzeba być postawą twoją i pozostałych niezadowolony…

Na plus i na minus. Jestem typem zawodnika, który na wyścigach nie przelicza i daje z siebie wszystko. Co do tego nie mam do siebie zarzutów. Smutno tylko, że się nie udało, bo niekiedy zapominam, że zwycięzcą jest ten, kto przekroczy linię mety jako pierwszy. No ale cóż, jeśli przegrać, to przegrać po walce.

jasinska-ms2015

Związek oczekiwał od was medalu.

Mistrzostwa świata to wyścig, na którym liczą się jedynie medale, a my krążka nie zdobyłyśmy. Tak właśnie sprawa wygląda. Szkoda. Patrząc jednak na pozytywne strony naszego startu, to byłyśmy drużyną i każda z nas dała z siebie wszystko. I to chyba jest najważniejsze.

Próbowałem zliczyć ilość twoich startów w MŚ – wyszło mi siedem. Połowę z nich kończyłaś w okolicach 20. miejsca. Które z nich wspominasz najmilej, a które najgorzej?

Upssss… dzięki, że mi policzyłeś (śmiech). Prawdę mówiąc, ja sama nigdy nie liczyłam. Najgorzej wspominam MŚ w Salzburgu, bo tam dosłownie po kilku kilometrach na jednym ze sztywnych podjazdów spadł mi łańcuch, a peleton pojechał. Musiałam się wycofać z wyścigu. Najlepiej wspominać będę tegoroczny wyścig MŚ z tego powodu, że pierwszy raz na tego typu zawodach byłam spokojna i ścigałam się bez stresu, że mogę coś zepsuć. Po prostu bawiłam się tym ściganiem (śmiech).

Uważasz, że masz za sobą jeden z najlepszych sezonów w karierze? Trzeci złoty medal MP, drugie zwycięstwo w Toskanii, do tego koszulka dla góralki w Ardeche. W podobnej jechałaś też w Giro Rosa.

Nie, tak nie uważam. Najlepszy sezon w mojej karierze będę miała w przyszłym roku – przynajmniej tak sobie wmawiam. Kto wie, może się sprawdzi??? (śmiech)

Po powrocie z USA spędzasz teraz czas z rodziną. To koniec sezonu czy masz w planach jeszcze jakieś wyścigi?

Moja rodzinka przyjechała do Włoch na późne wakacje. Teraz mam trochę luzu, ale nadal trenuję, bo 10 października mam ostatni wyścig w sezonie – Emilia Romagna. Następnie jadę do domu.

Co sądzisz o kobiecym Tour de Pologne? Pół tygodnia ścigania między wybrzeżem a Warszawą jako preludium męskiego touru.

Bardzo się cieszę, to na pewno pozwoli zwrócić uwagę na kobiece kolarstwo. Mam tylko nadzieję, że daty nie pokryją się z kobiecym Giro i że drużyny z najwyższej półki będą mogły ścigać się na polskich szosach.

Organizacja takiej imprezy to dobry znak: widać, że wasze trudy na coś się zdają, że kolarstwo pań staje się coraz popularniejsze. Co trzeba zrobić, by było na zupełnym topie?

Hmmmm, przede wszystkim pokazywać wyścigi kobiece w mediach, co skłoni sponsorów do inwestowania w ten sport. I może wtedy ktoś zauważy, że my kobiety też potrafimy ścigać się na wysokim poziomie i niczym się nie różnimy pod względem kolarskim od panów.

fot. Łukasz Huzarski