Danielo - odzież kolarska

Podiumobranie

Kiedyś to się musiało stać. Kiedyś w końcu wynik Zenona Jaskuły musiał zostać powtórzony. Polak na podium któregoś z wielkich tourów. Rezultat, o którym kilka lat temu mogliśmy tylko śnić i pojmować w kategoriach marzenia ściętej głowy, stał się za sprawą Rafała Majki rzeczywistością. Jest fantastycznie. Ale co dalej?

Tegoroczna Vuelta a Espana była szalona. Czasowiec, który świetnie do przedostatniego dnia dawał sobie radę w górach. Purito Rodriguez, który znów był blisko zwycięstwa w generalce, ale skończyło się jak zawsze. Froome, który był typowany do grona faworytów, lecz musiał się przedwcześnie wycofać. Kolejny fenomenalny wyścig, jak dla mnie cichego bohatera z RPA, Meintjesa. Powrót Fränkiego. Andora, jak mówią, najcięższy etap w historii wielkich tourów. No i Majka. A to wszystko w przeciągu trzech tygodni na imprezie, która, niestety, nadal postrzegana jest w kategoriach młodszej, gorszej siostry Tour de France czy Giro d’Italia.

Vuelta to nie Wielka Pętla, chociaż ten sam organizator. Jest to wyścig, na który nikt specjalne się nie przygotowuje wyłączywszy co niektórych Hiszpanów. To wyścig rewanżu bądź totalnych niespodzianek. Rok temu odgryźli się po nieudanym Tourze Contador i Froome, dwa lata temu wygrał niejaki Horner, cztery Cobo, jeszcze wcześniej Nibali.

Podobny scenariusz mieliśmy też w tym sezonie. Aru, który miał triumfować w Giro. Quintana, który nie dal rady Krzysiowi we Francji. Czy Pozzovivo, który zapomniał już o feralnym dniu na Giro do Sestri Levante. Były też zaskoczenia: wspomniany Dumoulin, Chaves. Majka zaskoczeniem nie był. Co więcej “Rafa” był prawdopodobnie jedynym zawodnikiem z topu, dla którego start we Vuelcie był indywidualnym gwoździem programu. Na Tourze miał pomagać, zrezygnował z Giro, gdzie w latach ubiegłych zbierał doświadczenie w roli kapitana. Pod iberyjskim słońcem miał ponownie możliwość zaprezentowania się w tej funkcji, dyrygowania kolegami z zespołu. Udało się, trzecie miejsce na podium mówi samo za siebie.

Sukces ten cieszy, cieszy co niemiara. Daje jednak też dużo do myślenia. Majka nie był tym, który inicjował akcje. On jak na razie przede wszystkim reaguje, pędzi, łapie. To też jest strategia, niekoniecznie jednak strategia, która przyniosłaby zwycięstwo w generalce. Sardyńczyk Aru – można tę Astanę lubić bądź nie lubić – atakował za to przy wymiernym współudziale kumpli z teamu. Gdy wydawało się, że Dumoulin dowiezie trykot do Madrytu, Włoch zwietrzył szansę, przycisnął, przygazował i odniósł swój pierwszy triumf w grand tourze.

Założyliśmy się z Łukaszem o to, że Majka do 2017 roku łącznie zostanie pierwszym polskim zwycięzcą trzytygodniówki. Łukasz mówi, że tak. Ja mówię, że nie, że trzeba trochę jeszcze poczekać. Trzeba być może zmienić styl jazdy z reakcyjnego na agresywny. Ktoś powie, że gdyby nie agresja, to Majka nie wygrałby trzech etapów Touru. Owszem, lecz wtedy odskakiwał z grupek, w których kręcili co prawda mocni górale, ale nie faworyci do wygrania całego wyścigu. Potrzebny jest Majka z naszego touru sprzed roku, choć wiadomo, że Tour de Pologne nie ma co porównywać do GT.

Jeśli jednak nasz młody krakus będzie wciąż się rozwijać, tak jak się rozwija, podszlifuje jazdę na czas – łatwo się mówi… – ten triumf kiedyś przyjdzie. Presja wyniku będzie większa, oczekiwania też, każde miejsce poniżej top 3 będzie przez media okrzyknięte porażką, balonik już się pompuje… Z takim przebiegiem sytuacji trzeba się liczyć. Dobrze, że Majka w tej głowie poukładane ma i wie, co ma robić. Robić swoje.

I co może najważniejsze: w Tinkoffie mogą być spokojni o następcę “Pistolecika” jako lidera na wielkie wyścigi narodowe. Majka udowodnił po raz enty, że drzemie w nim wielki potencjał nie tylko górala goniącego po zwycięstwo etapowe, ale również kolarza, któremu niestraszne 21-etapowe trudy. Ani razu na Vuelcie nie zanotował gorszego dnia, utrzymywał równą, wysoką formę, ba z etapu na etap był pewniejszy siebie i silniejszy. Dumoulin ma co zazdrościć. My również możemy być spokojni. Bo kiedyś Majka sam poprawi swój wynik. Pytanie tylko brzmi: kiedy? Albo inaczej: czy Łukasz będzie musiał postawić milkę czy sam ją zje?