Danielo - odzież kolarska

Alejandro Gregario Valverde

“Niepokonany” Hiszpan w Paryżu zajmuje pierwsze w karierze miejsce na podium Tour de France.

Rzadko zdarza się, aby tak wybitna kolarska indywidualność przystępowała do największego wyścigu świata z jasnym celem pomocy młodszemu koledze, swoje wielkie ambicje odkładając na bok. Nie dość, że przez cały wyścig nie odstępował Nairo Quintany na krok i swoje zadania wypełniał z niezwykłą sumiennością, Alejandro Valverde może również cieszyć się z pierwszego w karierze i przez lata upragnionego podium w Paryżu.

Lider

Hiszpan jest urodzonym zwycięzcą. Począwszy od pierwszych startów wygrywał większość wyścigów, w których wziął udział. Zyskał dzięki temu przydomek El Imbatido – Niepokonany. Po trzech latach startów w Kelme, zwycięstw zdołał zgromadzić tyle, że z łatwością obdzieliłby nimi połowę peletonu. Potem było już tylko lepiej i gdziekolwiek się pojawiał, tam od razu musiał radzić sobie z presją nakładaną na barki faworytów wyścigu. Kibiców i obserwatorów przyzwyczaił do kilkunastu tryumfów rocznie, w tym w najważniejszych wyścigach.

W 2012 roku, po powrocie z banicji dopingowej, znów zaczął odnosić sukcesy. Szczególnie przez dwa ostatnie sezony prezentuje formę wybitną i znów kolekcjonuje zwycięstwa oraz miejsca na podiach największych imprez. Cała drużyna jest mu podporządkowana i całymi dniami pracuje na sukces swojego lidera.

Ach, ten Nairo

W tym samym sezonie kiedy Alejandro tryumfalnie powracał do peletonu, miejsce w ekipie Movistar znalazło się dla Kolumbijczyka, Nairo Quintany. Utalentowany młodzieniec z dalekich krajów dał się wcześniej poznać jako zwycięzca Tour de l’Avenir i już w pierwszym sezonie w drużynie Eusebio Unzue zanotował kilka dobrych rezultatów.

Grandtourowe doświadczenie zdobywał podczas Vuelty, gdzie pracował na rzecz Valverde, doprowadzając ostatecznie swojego lidera na drugi stopień podium. Przed Tour de France w 2013 roku Hiszpan z Kolumbijczykiem razem odbywali rekonesans trasy, a Quintana deklarował lojalność wobec starszego kolegi. Podczas wyścigu okazało się jednak, że jest mocniejszy i wywalczył drugie miejsce. Od tego czasu wiadomo było, że kolejne wielkie sukcesy Nairo są tylko kwestią czasu. Pytaniem pozostawało to, jak obecność rywala do prowadzenia zespołu w największych imprezach zniesie sam Valverde.

Wszystko dla dobra drużyny

Zniósł bardzo dobrze. W zakończonym w niedzielę wyścigu był wzorowym pomocnikiem dla młodszego o dziesięć lat kolegi, co należy uznać za fakt ciekawy, a jednocześnie niezwykły. Ciekawy, gdyż mogliśmy obserwować jak w roli gregario radzi sobie jeden z najlepszych zawodników XXI wieku. Niezwykły, bo Valverde na co dzień nie wykonuje podobnych obowiązków i przyzwyczajony jest do wykorzystywania całodniowej pracy kolegów na jego rzecz.

Poza wietrznym etapem w Holandii, na początku wyścigu, spisywał się w nowej roli wzorowo i zawsze był tam, gdzie być powinien. Przed finiszami z peletonu prowadził swojego podopiecznego tak, aby ten nie stracił cennych sekund. Charakterystyczne były rzucane do tyłu spojrzenia utytułowanego Hiszpana, z których Quintana mógł wywnioskować, że jego anioł stróż czuwa.

valverde-quintana2015-liege
Podczas górskich etapów Valverde całkowicie podporządkował się taktyce kierownictwa zespołu i swoje ambicje był gotów poświęcić dla młodszego kolegi. Na niemal każdym podjeździe mogliśmy obserwować atak Hiszpana, czy to w celu wymęczenia pomocników Chrisa Froome’a, czy spawania ataków najgroźniejszych rywali. Podczas zjazdów natomiast, sprowadzał bezpiecznie swojego lidera, aby uniknąć niepotrzebnego ryzyka.

Movistarowi zarzucano kunktatorstwo i chęć wygodnego dowiezienia obydwu swych asów na podium. Z jednej strony było to racjonalne rozwiązanie, ale podczas ostatniego górskiego etapu z metą na Alpe d’Huez, Valverde pokazał, że gotów jest zaryzykować swoje miejsce na podium, aby jego lider mógł pokonać Froome’a. Wczesny atak na Croix de Fer się nie powiódł, ale znów rywali wymęczył. Na samym Alpe d’Huez Valverde mógł odetchnąć z ulgą – jego najważniejszy rywal do miejsca na podium, Nibali, po defekcie został daleko z tyłu. Quintana wyścigu nie wygrał, ale Valverde nie mógł w nowej roli sprawdzić się lepiej, osiągając przy tym swój wielki cel, jakim było podium Tour de France.

Co dalej?

Oczywistym jest, że mieliśmy do czynienia z wyjątkiem raczej niż z regułą. Valverde nie zmieni się nagle w pomocnika i nadal będzie jednym z liderów Movistaru. Rzadko będziemy mieli okazję oglądać go, kiedy pracuje na innych. Tegoroczny Tour pokazał jednak w jaki sposób odbywa się „pokojowe przekazanie władzy” i że bardziej korzystna dla obu stron jest współpraca niż rywalizacja. Valverde pokazał, że jest wielkim mistrzem, który potrafi się podporządkować hierarchii w zespole, jednocześnie dopisując do swych osiągnięć życiowy wynik.

W pierwszym dniu sierpnia wystartuje w Classica San Sebastian, gdzie będzie próbował powtórzyć ubiegłoroczne zwycięstwo. A potem stanie na starcie Vuelty i możemy być niemal pewni, że jak co roku zajmie miejsce na podium. Następnie już tylko mistrzostwa świata i Il Lombardia. Oczywiście jako lider zespołu.

fot. ASO/B.Bade