Danielo - odzież kolarska

Piotr Bieliński: “warto stawiać na młodych zawodników”

Piotr Bieliński, właściciel zespołu ActiveJet, o budowaniu ekipy, planach i popularności kolarstwa, która nie przekłada się na zainteresowanie ze strony sponsorów.

Jest założycielem giełdowej spółki ACTION, w biznesie sukcesy odnoszącym od lat. Ze sportem wyczynowym związany od wielu lat, z kolarstwem także, choć tak naprawdę zaangażowany dopiero od końca ubiegłego roku.

Bieliński razem z Piotrem Kosmalą od podstaw zbudował zawodową ekipą. Nie pierwszą, ale i nie byle jaką. ActiveJet Team pomimo statusu trzecioligowej grupy, pochwalić się może wyposażeniem, jakiego często brak w ekipach drugoligowych. Pod względem oprawy medialnej i istnienia w wirtualnym świecie nie ustępuje już niczym światowej czołówce, a graficy i oficerowie prasowi np. zespołu Garmin-Sharp mogliby się od nich sporo nauczyć.

Po prawie roku działania śmiało można powiedzieć, że to nowa jakość w polskim peletonie i choć odważne zapowiedzi z początku roku szybko zweryfikowała rzeczywistość, to Bieliński z projektem zawojowania największych wyścigów świata przez ekipę budowaną na młodych polskich zawodnikach, spokojnie planuje kolejne kroki i awans grupy w rankingach i dywizjach kolarskiego peletonu.

Prezes spółki ACTION to pasjonat. Chętnie mówi o swoich wyścigach, w których brał udział. Do pracy przyjeżdża prosto z treningu, spóźnienie tłumacząc przebitą na Agrykoli oponą. Za sobą ma dwa starty w amatorskim Tour de France, ostatnio wziął także udział w mistrzostwach świata amatorów. Wyścig w Ljubljanie ukończył na 64. miejscu, mimo że, jak przyznaje, kolarstwo trenuje wyczynowo dopiero od czerwca 2013 roku.

Na metę to ja już się nie ścigam, wszyscy zmęczeni, sporo upadków w końcówce

– mówi, z głowy podając pozycje w kategorii open i swojej kategorii wiekowej na Cyklo Gdynia – kolejnej imprezy, w której brał udział.

O sportowej rywalizacji opowiada z pasją, widać, że podchodzi do tego profesjonalnie. W kolarstwie jak w biznesie – praca na 100%. Bieliński trenuje z pomiarem mocy, zasięga rady trenera ekipy, a w zimie widać go na Majorce, gdy jeździ ze swoimi zawodnikami. Przygodę ze sportem zaczynał wiele lat temu w biegach, stąd o treningu wie sporo i doskonale orientuje się w możliwościach zawodników i ich dyspozycji.

activejet2014-owsianfot. Szymon Gruchalski/ActiveJet Team

Jak się Panu udaje to łączyć? Tak wielka spółka to przecież nie byle co…

Zgadza się, ale nie trenuje się przecież cały czas, wystarczy się dobrze zorganizować. Starty i najdłuższe treningi robi się w sobotę i niedzielę, wtedy nie pracuję. W tygodniu normalnie jeżdżę pod wieczór. Po pracy przyjeżdża się do domu, przebiera i idzie człowiek na trening, na te półtorej, dwie godziny. Więcej nie trzeba, zwłaszcza jak się jeździ dużo w weekendy. W firmie mamy również siłownię z prawdziwego zdarzenia. W zimie często z niej korzystam zaraz po pracy. Do tego jest jeszcze trenażer, ale to zazwyczaj wtedy, gdy warunki atmosferyczne nie pozwalają na normalny trening.

Mówił Pan o tym w wywiadach, że pomysły przychodzą Panu na treningach…

Bardzo dużo. W tym roku byłem trzy razy na zgrupowaniu z chłopakami, a raz sam na Gran Canaria. Po takim pobycie zawsze wracam do kraju z nowym powerem. Zgrupowania w ciepłym kraju, przy świetnej pogodzie napędzają człowieka, szczególnie, gdy w Polsce w tym czasie jest szaro i buro. W głowie rodzą się nowe pomysły, podczas jazdy na rowerze jest dużo czasu na myślenie.

ActiveJet w tym roku jest zespołem kontynentalnym. Na początku roku mówił Pan o awansie do drugiej dywizji. Plan do zrealizowania?

Mamy złożone dokumenty do UCI, natomiast wiadomo, że to wszystko wiąże się z pieniędzmi i zagwarantowaniem odpowiedniego budżetu. Rozmawiamy z różnymi firmami o tym, aby go zwiększyć. Cały czas walczymy. Jakiś krok jest już zrobiony, zobaczymy co z tego wyjdzie. Sprawa powinna się w ciągu miesiąca rozstrzygnąć.

Na konferencji w Kielcach mówił Pan, że w Polsce szukanie sponsorów to ciężka sprawa. Był Pan zawiedziony podejściem firm. Czy coś się zmieniło w tej kwestii?

Jestem dalej rozczarowany, pomimo że widzimy jak polskie kolarstwo rośnie w siłę. Michał Kwiatkowski robi świetne wyniki, Rafał Majka dokonuje rzeczy niebywałych. Kolarstwo nigdy nie było na takiej fali, choć sukcesy mniejsze czy większe były zawsze. Był Jaskuła, był Spruch, ale brakowało ciągłości. W tym roku świetnie zaczął „Kwiatek” potem Majka, teraz znów „Kwiatek” zaczyna błyszczeć…

Niemiec dołożył swoją cegiełkę…

Tak, a za chwilę przecież mistrzostwa świata. Rozmowa o kolarstwie na pewno inaczej już wygląda, sport przebija się do świadomości ludzi.

A za granicą rozmawiał Pan z większym powodzeniem?

Nasza branża nie jest teraz sexy. Moment, w którym ona rosła, to był moment, w którym cały czas wchodziły nowe technologie. Dziś praktycznie nic nie wychodzi nowego. W naszej branży też rozmawiałem z kilkoma firmami, ale widać, że tego nie czują. Kłopot w tym, że tu są biura lokalne. Za granicą jest biuro europejskie. Biuro europejskie rozmawia na poziomie czegoś światowego. Myślę, że przy posiadaniu grupy pro-kontynentalnej i pokazaniu się na Tour de Pologne, można rozmawiać o czymś większym. Ale to są inne budżety. Natomiast jeśli ja dziś rozmawiam o przejściu z trzeciej dywizji do drugiej, to ci wszyscy moi znajomi, którzy są tu w Polsce, powiedzą mi tak: “Piotr, ja bym Ci pomógł, ale jak ja pójdę rozmawiać z centralą, to zgodę dostanę, ale pieniądze mają pójść z mojego lokalnego budżetu”. Budżety lokalne są jednak zbyt małe na taki projekt.

Pana zespół został sklasyfikowany na 41. miejscu w rankingu Europe Tour. Czyli na drużynowe mistrzostwa świata nie pojedzie…

Powiem szczerze, nie zależało nam na tym. Zakładaliśmy to na początku roku, ale jechać tylko po to, by być gdzieś w trzeciej dziesiątce, to w ogóle nawet nie ma sensu. Chłopaki jadą teraz na Majorkę trenować. Przed nami jeszcze Mistrzostwa Polski w jeździe na czas dwójkami i w drużynie. Michał Podlaski jedzie na mistrzostwa świata i chciałbym, aby się pokazał. Również nasza młodzież wystartuje w Ponferradzie. W wyścigach młodzieżowców zobaczymy Arkadiusza Owsiana i Mario Gonzaleza.

Czy ewentualny awans do drugiej dywizji oznacza jakieś rozszerzenia składu? Będą jakieś zmiany?

To już trzeba rozmawiać z dyrektorem Kosmalą. Ja naprawdę w to nie wnikam. Mamy kilku młodych i fajnych zawodników, którzy przez ten rok się rozwinęli. Pojeździli, zobaczyli jak świat wygląda. Wyniki Mickiewicza, Franczaka czy Podlaskiego – choć on już wcześniej potrafił zabłysnąć – pokazują, że idziemy w dobrym kierunku. Oczywiście można było niektóre rzeczy lepiej zrobić, ale to trzeba mieć z rok więcej doświadczenia i jestem przekonany, że to będzie owocowało. Wiadomo, że Piotr [Kosmala] pyta mnie co myślę, beze mnie umów nie podpisują, ale to nie ja rzucam propozycje.

mp2014-podium03Podium MP elity mężczyzn; fot. wowo brylla/rowery.org

Pana podejście jest, powiedziałbym, unikatowe w skali kraju. Zespół traktuje Pan jako inwestycję, same wyniki nie są na pierwszym miejscu od razu.

Ale wyniki i tak były. Jeśli popatrzymy na Mistrzostwa Polski – na 6 medali ze startu wspólnego do zdobycia, my mamy 3. Myślę, że wyszło super, a to była dla nas jedna z kluczowych imprez. Założyliśmy na początku sezonu, że pewne starty nas w ogóle nie interesują. Najważniejsze były Mistrzostwa Polski. Jest wielu młodych zawodników i na nich warto stawiać. Zadowoleni jesteśmy z tego roku, bo to co pokazali “Franek”, Podlaski czy “Dąbek”, dobrze rokuje na przyszłość.

Czy to prawda, że w ekipie nie jeździ już Sławomir Chrzanowski? Nie ukończył w tym roku większości startów, w składzie nie ma go od czerwca…

Tak. “Chrzanek” cóż… Widać było, że za mało lat treningowych, dodatkowo przy treningach zawsze się coś przyplątywało, a to choroba albo kontuzja. Rozstaliśmy się spokojnie. Zawodnik też widzi, że to nie o to chodzi. Nie zawsze wszystko wychodzi.

Już podczas konferencji w Kielcach mówił Pan o tym, że wyciągacie pierwsze wnioski, że w przyszłym roku niektóre rzeczy rozwiązane zostaną inaczej. Zespół na Majorkę wybiera się pod koniec listopada?

Już teraz wiemy, że ileś rzeczy trzeba poprawić. Na zgrupowanie na Majorkę jedziemy najprawdopodobniej w grudniu. To wszystko zależy na co się kto nastawia. Ci co się nastawiają na te wcześniejsze starty w Hiszpanii, to już muszą wcześniej zasuwać, żeby na początku roku być w gazie.

Mówi Pan, że lekcje z pierwszego roku wyciągnięte, a jak ma się sprawa wyścigów? Kalendarz, jak na trzecioligowy zespół, był naprawdę dobry…

Powiem szczerze, że dla organizatora nie jest najważniejsze kto wygra. Ktoś zawsze musi być przecież pierwszy. Organizatorzy chcą, aby przyjeżdżali dobrzy kolarze, ale i ekipy które się dobrze prezentują. Jak się przyjeżdża takim autokarem jak Sky, to stajesz się szybko rozpoznawalny. Organizatorzy się znają i rozmawiają o tym. Polecali nas w Berlinie, jak zobaczyli jak wyglądamy, to już następnego dnia dostaliśmy od razu zaproszenie na inny wyścig w Niemczech. W tym roku mamy już przetarte szlaki. W następnym będzie łatwiej.

Czyli grupa będzie kontynuowała kierunek hiszpański? Pod względem wyścigów i zawodników? Tam się trochę pozmieniało, Andaluzja ma teraz kategorię .HC…

No tak. Cóż, wyścigi idą do góry, kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi. To jest kwestia pieniędzy, licencji drugiej dywizji. Myślę jednak, że na kalendarz nie możemy narzekać – startów jest dość dużo. Widzimy nawet po tych polskich wyścigach – ja już to określam “dookoła ratusza” – że poziom jest wyższy, bo przyjeżdżają zagraniczne ekipy. Oczywiście, poziom jest inny od tego zagranicą, ale nie może być też niski, bo widzieliśmy jak rozegrały się Mistrzostwa Polski w Sobótce.

activejet2014-mpZawodnicy ActiveJet Team podczas MP w Sobótce; fot. wowo brylla/rowery.org

W Sobótce był Pan na wyścigu amatorów, które poprzedziło spotkanie, na którym dyskutowano o przyszłości i problemach kolarstwa polskiego. Po jego zakończeniu wydawało mi się, że na sali pozostały dwa wrażenia – pierwsze, że na tle osób mówiących o trudnej sytuacji PZKolu, Pan miał jakąś wizję…

To nie tak, że mam wizję rozwiązania problemu. Trzeba rozmawiać. Ja już słyszę, że coś się tam rusza, może dzięki temu spotkaniu. Najważniejsza jest dyskusja. Dziś w biznesie, jeśli mamy jakiś problem, obojętnie czy z klientem, dostawcą, odbiorcą, to najważniejsza jest rozmowa. Przy rozmowie wychodzi, co jest nie tak. A jak ja słyszę, że nie ma rozmowy, że co innego mówi związek, a co innego mówi druga strona, to coś jest nie tak.

Patrzy Pan na to z dwóch perspektyw – kolarza amatora i właściciela ekipy…

Kolarstwo polskie ma niesamowity rok. Ja teraz widzę jak wielu mastersów jeździ. I będzie ich coraz więcej. To dla kolarstwa dobrze, sprzętu się więcej będzie sprzedawać. Firmy produkujące sprzęt powinny inwestować więcej w grupy, w młodzież. W Sobótce zadałem pytanie – jak to jest, że przyjeżdżają na mistrzostwa świata amatorów grupy i są poubierane w stroje reprezentacji? Ja jadę, a tu goście z RPA, z USA, Czesi, Hiszpanie, Słoweńcy, nawet z Wenezueli był koleś w stroju narodowym. Połowa peletonu stroje narodowe. No to jak to jest? Na co idą te pieniądze z licencji masters?

Tę opłatę można nawet podnieść razy dwa, ale przeznaczyć na tę czołówkę, dofinansować, zrobić obóz, załatwić stroje. Tylko trzeba chcieć. To chodzi o wizerunek, wizerunek Polski. Związek musi mieć jakąś wizję. A jak nie ma wizji to… Nawet po wyścigach to widać. Te imprezy robione są od 20 lat przez tych samych ludzi i one wyglądają tak jak wyglądają.

Ten temat także poruszono na zebraniu – zdarza się, że organizatorzy w ogóle nie są zainteresowani promocją i rozwojem imprezy.

Mieliśmy niedawno drugą edycję Cyklo Gdynia. Od razu to inaczej wygląda. Masa ludzi, imprezy dla dzieci, zainteresowanie, coś się dzieje. Organizatorzy będą starali się o Puchar Świata dla mastersów. Jakby im to wyszło to super. W Słowenii, gdzie startowałem, jechało 6 tysięcy ludzi, zawodnicy z całego świata. To o czymś świadczy.

… drugie wrażenie z sobótkowego spotkania było takie, że rozpoczął Pan kampanię wyborczą. Prezesem PZKol-u nie chciałby Pan zostać?

To były jedynie żarty. Mam tutaj tak duży biznes i tak wiele rzeczy do robienia, tak wiele pomysłów, że nie potrzebuję tego. Wolę pomagać inaczej. Trzeba wspierać, najlepiej młodzież, juniorów, orlików. I bawić się w wyścigi mastersów, bo imprez jest sporo i będzie więcej. Do tamtych deklaracji nie przywiązywałbym większej wagi, ja już się sprawdziłem tutaj, wiem co mam robić, mam przed sobą sporo ciekawych wyzwań i to mnie rajcuje.

A czy jakieś inicjatywy w środowisku, pod patronatem Związku, ale też inne, chciałby Pan wspierać?

Oczywiście. Jeśli okazałoby się, że władze chcą działać i istniałaby potrzeba, żeby ktoś doradzał, albo żeby ktoś był w zarządzie, kto potrafi wrzucić świeżego pomysłu, to czemu nie. Wiadomo, że potrzeba rozmowy ze sponsorami, z organizatorami – trzeba wiele rzeczy pozmieniać.

Rozmawialiśmy wcześniej o systemie w Stanach Zjednoczonych, tam związek ma ileś regionów. To w tym regionie niech się ktoś wykaże, znajdzie małego sponsora, firmę, która tam na miejscu coś ma. Niech to będzie ferma kaczek, firma budowlana, cokolwiek. Jeździ coraz więcej ludzi. Wiadomo, że pieniędzy państwowych nigdy nie będzie tyle, ile jest potrzebnych, ale jeśli w każdym regionie znaleźliby sobie podsponsorów, to jaki problem? To dodatkowy budżet – na paliwo, jedzenie dla dzieciaków, to są potrzeby i koszty.

rundumkoln2014-activeActiveJet podczas Rund um Koln/fot. Szymon Gruchalski/ActiveJet Team

W kolarstwo inwestuje Pan od lat. Sport się zmienia, jak zmienia się perspektywa sponsora na przestrzeni lat?

Dziś najważniejszy jest Internet. To bardzo mocne medium, a nie zawsze tak było. Łatwo popatrzeć, jaka jest oglądalność, z jakiego kraju najwięcej wejść. Widzimy jak to idzie do góry. Wiemy co mamy poprawić. Mnie nie interesuje, żeby było jak jest, ale żeby to rosło. Widać też po jeżdżących. Na przykład, jechałem na treningu ostatnio i spotkałem więcej kobiet na szosówkach niż facetów. Przypadek, ale byłem w szoku. Widać – wyniki są lepsze, ludzi oglądają, za tym idzie powoli masowość. Zmienia się sprzęt, metody treningowe.

W tym roku mieszkaliśmy na Majorce tam, gdzie wszystkie czołowe ekipy. Polaków już dobrze rozpoznają, przyjeżdżamy autobusem, to już nas szanują. Problemem jest to, że nie idzie za tym łatwość pozyskiwania sponsorów.

Wrócę jeszcze do aplikowania o status ekipy drugoligowej. Reguły UCI mówią, że na złożenie wszystkich dokumentów, w tym gwarancji sponsorskich, jest określony, i coraz szybciej zbliżający się, termin. Patrzy Pan na to optymistycznie?

Ja rozmawiam i Piotr rozmawia. Myślałem, że mi łatwiej pójdzie. Byliśmy niedawno na spotkaniu w jednym banku, ale to musi być fanatyk, nie tylko ktoś kto czuje. W większości dużych spółek w Polsce dominuje kapitał zagraniczny, a oni mają zarabiać pieniądze, nie inwestować. Szczerze mówiąc, trochę słabo to wygląda. Zobaczymy w którym kierunku to pójdzie, ale chyba trzeba byłoby przyjąć kierunek wzięcia agencji marketingowej i wymyślenia produktu takiego jak Katusha czy Astana – projektu światowego, który będzie promował Polskę. Trzeba wymyślić nazwę, która dla ludzi z Polski i zza granicy będzie kojarzyć się z Polską.

Do tego zrobienie jakiegoś programu lojalnościowego, programów medialnych, żeby namówić do nich spółki polskie. W Katushy jest ileś banków rosyjskich zaangażowanych, ileś spółek wydobywczych. Prowadziłem rozmowy z Orlenem, z różnymi firmami. Myślę, że łatwiej byłoby się porozumieć, gdyby był taki projekt, że każdy się dokłada. Trzeba to wcześniej mądrze zaplanować, wykorzystać to, że dużo ludzi jeździ na rowerze, to jest do zrobienia.

Budżet Katushy to są sumy rzędu 23 milionów euro…

Nie mówimy o ekipie ProTour. Za 3 miliony euro rocznie można zrobić fantastyczną grupę na poziomie pro-kontynentalnym, tak żeby się tego nie wstydzić i parę “dzikich kart” dostać. Mamy coraz młodych lepszych zawodników i w takich trzeba inwestować.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w rozmowach ze sponsorami i UCI.

Dziękuję.

fot. Szymon Gruchalski/ActiveJet Team