Witam wszystkich! Właśnie wróciłam do domu do długim Giro d’Italia. Najpierw szosa, potem tor, a jeszcze przed tym mistrzostwa Polski w Sobótce.
A’propos mistrzostw. Powiem szczerze, takich dziwnych mistrzostw jeszcze nie jechałam. Błąd na początku dużo nas kosztował, poszedł odjazd i mimo wielu prób nie udało się nic zrobić. Kiedy wydawało się, że coś poszło, brak współpracy robił swoje i wszystko zjeżdżało się razem. Eh, co zrobić, rozczarowanie było, ale nie miałam czasu o tym rozmyślać, bo kilka dni później rozpoczęło się ściganie w Italii.
Giro Rosa – ciężki wyścig, góry, z etapu na etap coraz szybciej. Mimo tego, że spektakularnych wyników nie było i trzeba było ciężko pracować, podobało mi się. Niestety były też niemiłe niespodzianki. Pierwsza część wyścigu i drogi usłane dziurami. Wiele kraks, mnie też nie oszczędzono, ale na szczęście zakończyło się tylko na poodzieranym tyłku. No i oczywiście milo było patrzeć, jak Kaśka Niewiadoma, nasza koza :), śmiga po górach. A po Giro czas na tor!
Oj, miło jest wrócić na ostre kolo. Zawody we Fiorenzuoli mogę uznać za bardzo udane. Trzy dni, trzy razy na podium! Mocna obsada, bardzo dobre ściganie i świetna atmosfera. Były też komary, ale to już nie takie fajne:D Te zawody były dla mnie swojego rodzaju testem. Wiem, gdzie są braki, a są nawet spore… Czas do pracy, bo czas ucieka! Teraz kilka dni odpoczynku, a w przyszłą niedzielę kierunek Paryż, następnie ściganie torowe na Litwie!