Danielo - odzież kolarska

Dziki szał na Risoul

Ochłońmy nieco. Nie, nie, wręcz przeciwnie. Wariujmy. Cieszmy się. Szalejmy. Rafał Majka przeszedł dzisiaj 19 lipca 2014 roku do historii. Młody chłopak z Zegartowic pokonał najpierw dach Tour de France – Col d’Izoard – a potem nie zostawił nikomu złudzeń. Rafał świetnym góralem jest. I basta.

Dziękujemy Ci Rafale za niesamowite minuty przed telewizorami. Nieważny był stygnący obiad, świeże pranie do wywieszenia czy obligatoryjny wypad do teściów. Wszystko w drodze na Risoul zeszło na dalszy plan. W momencie, kiedy 24-latek z Polski zostawia za sobą Alessandro de Marchi, który każdy metr podjazdu zna jak własną kieszeń, i pędzi w kierunku mety. Jest, jest, jest!

Tomek Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski w dziupli Eurosportu w Warszawie pchali go do przodu. Pchaliśmy go wszyscy. Ciężko powiedzieć jak: (o)krzykami, ściskaniem kciuków, waleniem pięścią w ścianę, trzymaniem się za głowę. Ale i w spokoju, bo Rafał przecież jest zawodnikiem i człowiekiem spokojnym, ułożonym, naszym. Takim Adamem Małyszem szosy 🙂

Zapomniana jest „afera facebookowa” sprzed Grand boucle. Rafał do Francji zbytnio nie chciał jechać, jednak ostatecznie udał się na Wyspy. Miał pomagać Alberto Contadorowi na takich etapach jak dziś. W wysokich górach. Miał, bo kontuzjowany Hiszpan stosunkowo szybko wycofał się z rywalizacji. Wtedy wybiła godzina naszego krajana.

Bez lidera trzeba było zmienić plany. Nie oszukujmy się, gdyby „Księgowy” nie musiał wrócić do domu, nie obchodzilibyśmy dzisiaj narodowego święta kolarskiego. W czołówce Majka kręciłby na Contadora, wypruwał za niego flaki. A tak duńsko-rosyjska ekipa nie miała zbyt wiele do stracenia. Generalka? Zero szans. To może zwycięstwa etapowe? A może. Rafał dostał wolną rękę i świetnie tę okazję wykorzystał. Już wczoraj był blisko, jednak trochę zabrakło. W sobotę niczego nie zabrakło. Przede wszystkim nogi, a na kresce uśmiechu na twarzy.

Nieszczęście Alberto otworzyło Majce furtkę. Krakus zrobił swoje, po prostu wspinał się pod górę najlepiej, jak umie. Umie natomiast fenomenalnie. Zeszłoroczne Giro d’Italia było kapitalne, tegoroczne zaje-kapitalne, a 14. etap „Wielkiej Pętli” był wielkim z naszej perspektywy kompilacją szału i show. Dziękujemy Ci Rafale raz jeszcze. Dziękujemy ci ASO za ten premierowy etap do Risoul. Dziękujemy wam Bjarne Riis i Oleg Tinkov, że w ogóle nominowaliście poniekąd w ostatniej chwili Majkę na francuski wielki tour. Decyzja, w którą nad Wisłą powątpiewano i pukano się głowę, okazała się w 100% trafna. Nie zajechaliście nam Rafała, Rafał zajechał z kolei po swoje pierwsze zwycięstwo w zawodowcach.

W taki oto sposób doszło do jednego z największych sukcesów w polskim kolarstwie. 21 lat po triumfie Zenona Jaskuły mamy drugą wygraną etapową. Pięć lat po pamiętnej jeździe Sylwestra Szmyda (do pary z Alejandro Valverde) na Ventoux w Dauphine Libere. Dla rodzimego kolarstwa wspaniały rezultat Rafała nie tyle rozpoczął nowy rozdział, o ile potwierdził dotychczasowe osiągnięcia.  Były drugie, trzecie miejsca, ale ktoś zawsze był lepszy. Ten rok jest jednak przełomowy. Kwiato, Majka, Wiśniowski. Do tego Gołaś, Niemiec, Poljański, Bodnar. Wow, proszę państwa. Jest na co patrzeć, jest komu dopingować, jest naprawdę dobrze. Bardzo dobrze.

Więc: wariujmy, cieszmy się, szalejmy. Lecz zostawmy sobie trochę sił na kolejne zwycięstwa biało-czerwonych. One przyjdą, to pewniejsze niż 5-procentowa lokata w banku.