Danielo - odzież kolarska

Tour de Romandie na żywo

Kolarstwo od zawsze utożsamiane było ze sportem, który swoje największe gwiazdy przyprowadza do ludzi. Ciężko znaleźć drugi sport, w którym wysiłek nawet największych gwiazd można śledzić z odległości paru metrów. W dobie bezpośrednich transmisji telewizyjnych ta niebywała zaleta kolarstwa staje się mniej istotna. Jednak co się stanie, jeśli tym razem to my wybierzemy się do miasteczka wyścigu?

tdr

Mogą nas wówczas spotkać rzeczy niezwykłe. Szczególnie, jeśli możemy się cieszyć plakietką, z otwierającym wiele drzwi napisem presse. Owoce mojego pobytu na ostatnim etapie tegorocznej edycji Tour de Romandie w Neuchâtel mogliście śledzić tamtego dnia na naszym profilu na facebooku. Jak się domyślacie, tamta mała relacja była jedynie niewielkim ułamkiem tego, co działo się dookoła mnie.

Wyścig

No i finisz!

No i finisz!

Tour de Romandie, nie jest wyścigiem bez historii, ani żadnym tworem polityki globalizacji kolarstwa. To wyścig z tradycjami, a w ostatnich latach wygrana we francuskojęzycznej części Szwajcarii była prognostykiem największej chwały na Polach Elizejskich. Tym bardziej zaskakująca jest atmosfera panująca pomiędzy organizatorami, mediami i kibicami. Jest rodzinnie i przyjacielsko, nie ma żadnego dystansu ani podziału. Wszak wszyscy przyszliśmy tu celebrować jedno: kolarstwo. Z typowym dla Szwajcarów spokojem (określanym często złośliwie „niebywałą powolnością”) i przyjacielskim nastawieniem można załatwić niemal wszystko.

Kibice

Na Stade de la Maladière od samego rana ciągnęły tłumy Szwajcarów. Wokół autobusów i ciężarówek zespołów dopiero budziło się jakiekolwiek życie, kiedy w prężnie działającym miasteczku startowym można było już dobrze zjeść, potrenować, kupić ubrania BMC, wygrać rowery czy dostać charakterystyczną łapkę PMU. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

Portugalczycy z Neuchâtel

Pośród tego tłumu znaleźć można było wielu niebywałych kibiców kolarstwa. Portugalskich emigrantów mieszkających w kantonie Neuchâtel i zorganizowanych w amatorski klub sportowy, którzy w swoich strojach przyszli dopingować obecnego mistrza świata i ich rodaka. Do końca dnia śledzili też naszą fotorelację z wyścigu, mimo że wymówienie słowa „rowery” sprawiało im zabawne trudności. Aby wyrazić wsparcie i dopingować swojego mistrza, z Anglii przyleciała kilkuosobowa rodzina z małymi dziećmi. Laik łatwo mógłby ich pomylić z masażystami drużyny Sky.

10275464_10152156598097725_3858440460934419638_o

Członkowie ekipy czy kibice?

Nie zabrakło również łowców autografów, którym nie obca była filozofia marginal gains. Dwoje z nich, żeby zdobyć autografy swoich ulubieńców przyjechało aż z Niemiec. Podchodzący pod siedemdziesiątkę dziarski staruszek i jego syn, łowili autografy najlepszych kolarzy i najsłynniejszych osobistości kolarstwa, przemykając między autobusami ekip i krążąc wokół stadionu. Szybko okazało się, że starszemu panu nie obce są legendarne podjazdy, a mało jest takich, których nie przejechał na rowerze. Na widok jego kolekcji pamiątek, nie jednemu kustoszowi kolarskiego muzeum szybciej zabiłoby serce. Najważniejsze: jego Frau jest z Opola, a wszystkie autografy zbiera tylko na zdjęciach kolarzy, które sam zrobił na innych wyścigach. Na koniec dnia mogli się z synem pochwalić kolekcją autografów (w kilku egzemplarzach!) niemal wszystkich startujących kolarzy.

Drugi, tym razem działający w pojedynkę, łowca znał z twarzy każdego zawodnika. Kiedy ja gorączkowo próbowałem dojrzeć numer, on od razu podrzucał mi nazwisko. Na planie miasteczka startowego miał rozrysowane wszystkie autokary, a obok nich czasy startów poszczególnych zawodników. Działając ze szwajcarską precyzją również obłowił się w większość autografów. Żałował jedynie, że w przeciwieństwie do mnie, nie udało mu się spotkać Raymonda Poulidora, który tego dnia był gościem wyścigu.

Kolarze

Etap jazdy indywidualnej na czas w Neuchâtel był również świetną okazją, żeby spotkać i zamienić parę słów z największymi gwiazdami kolarstwa. Nie wspominając nawet o obserwacji ich przy pracy. Niektórzy byli bardzo wyluzowani i chętnie rozmawiali z kibicami, przed i po zmierzeniu się z trasą. Marcel Kittel i Tony Martin ewidentnie przodowali w tym zestawieniu, większość czasu spędzili poza autokarami, podchodząc do czekających na nich kibiców i rozmawiając w kilku językach. Inni, byli bardziej skryci i można było ich tylko zobaczyć szczelnie zamkniętych we własnym kokonie okularów, czapeczki i słuchawek, gdzieś na uboczu drużynowego autobusu. Jeszcze inni, jak Rui Costa, całe przedpołudnie przespali w autobusie, zmuszając obsługę z Lampre to cichego zachowania i przekazywania tej rozczarowującej informacji zgromadzonym kibicom.

martinTony Martin rozmawia z kibicami

Gdy zapytałem jednego z członków ekipy Movistar o Sylwka odpowiedział, że z chęcią go zawoła. Po 2 minutach wyszedł z autobusu i z dziwnym zmieszaniem i hiszpańskim akcentem oznajmił: za dziesięć minut będę. To chyba była jego pierwsza lekcja polskiego.

frumiChris Froome spokojnie rozdaje autografy łowcom z Niemiec

Na osobny akapit zasłużył Christopher Froome. Cichy, spokojny, nie rzucający się w oczy, a na podczas wyścigów, niczym cyborg wpatrzony w swój rowerowy komputer. W relacjach z kibicami i dziennikarzami zgromadzonymi przy autobusie Sky, to był zupełnie inny człowiek. Otwarty, rozmowny i cierpliwy. Podczas wyjścia na rekonesans trasy, gdy pozostali kolarzy, w pośpiechu uciekali na rowery, Froome spokojnie rozdawał autografy, pozował do zdjęć i rozmawiał z każdym, kto miał mu coś do przekazania. Na koniec, gdy jego drużyna kręciła już któreś z rzędu kółko po parkingu, grzecznie przeprosił, że na niego czekają…

Podobnie na konferencji prasowej spokojnie odpowiadał na pytania dziennikarzy, nawet jeśli niektóre z nich się powtarzały. Próbował również odpowiadać na pytania zadane mu po francusku, ale nie był to popis godny największy pochwał, ale z pewnością zyskał uznanie Frankofonów. Po konferencji, znalazł jeszcze chwilę czasu na parę zdjęć, życzeń i krótkich rozmów.

Doświadczenie

rower

Nowa regulacja UCI: na starcie tylko czyste opony.

Nie ukrywam, że to był pierwszy wyścig na jakim pojawił się w takiej roli. Tak samo tajemnicy nie powinno stanowić jak wielkim to było dla mnie przeżyciem i przede wszystkim niesamowitą frajdą. Całodniowe kręcenia się za kulisami wyścigu, obserwowanie pracy ekip i przygotowania kolarzy, to rzeczy, których nie zobaczy się w telewizji. Obserwowanie wyścigu tuż zza granicy kadru kamery, to coś niesamowitego. Wszystkich interakcji pomiędzy kolarzami, obsługą i wszystkimi dookoła nie pokazuje żadna relacja. Tak samo, jak stresu czy spokoju, z jakim zawodnicy podchodzą do próby.

romandia podium

Po zachwytach związanych z Tour de Romandie, kolejne wyścigi postaram się zrelacjonować jeszcze lepiej. Chciałbym móc dzielić się z Wami jak największą liczbą zdjęć i ciekawostek, których nie zobaczycie w telewizji.

Wszystkie zdjęcia z tego etapu możecie zobaczyć w naszej galerii.

neuchatel

I po wyścigu.